#8 "W żywe oczy" J.P. Delaney
J.P. Delaney w 2017 roku podbił rynek czytelniczy wydaną w
czerwcu „Lokatorką”. Była na liście bestsellerów, sprzedawała się świetnie, a
czytelnicy się nią zachywcali – przynajmniej większość. Ja niestety zaliczam
się do drugiej grupy – „Lokatorka” nie przypadła mi do gustu zupełnie i
kompletnie nie rozumiem zachwytów nad tą pozycją. Ale gdy tylko zobaczyłam, że
Szanowny Pan Delaney napisał nową powieść, byłam ciekawa, co nowego wymyślił i
jak poszło mu tym razem. Początkowo studziłam emocje i czytałam inne pozycje,
ale… „W żywe oczy” podzieliło nasz książkowy świat na pół. Książka budzi tak
skrajne emocje, że jest to aż niewiarygodne. Kilka osób, które obserwuję na
bookstagramie nawet jej nie skończyło.
Inne opinie były mniej więcej po środku – początkowo książka pochłonęła, ale
koniec pozostawił niesmak. Zdecydowałam, że daruję sobie lekturę, tym bardziej,
że „Lokatorka” mnie zawiodła. ALE… Nagle zaczęły się sypać same pozytywne
opinie, a większość bookstagrama zdecydowanie polecała przeczytać „W żywe oczy”.
Zamówiłam – musiałam na własnej skórze przekonać się, o co tyle hałasu.
Claire jest początkującą 25-letnią aktorką, która
przyjechała do Nowego Jorku, by uczyć się w tutejszej szkole aktorskiej. Życie
w przeszłości jej nie szczędziło, jest sierotą, była przenoszona od jednej
rodziny zastępczej do drugiej. Nie mając nic do stracenia pojawiła się w
mieście jej marzeń. Problemem okazały się pieniądze… Claire nie może znaleźć stałej
pracy przez brak jednego kwitka z urzędu. Zbiera więc mniejsze zlecenia wiążące
się z aktorstwem, a jej najczęstsza profesja to testerka wierności. Na zlecenie
firmy prawniczej, która zajmuje się głównie sprawami rozwodowymi ma za zadanie
uwieść żonatych mężczyzn, a ich małżonkom dostarczyć dowód zdrady w formie
nagranego ukrytą kamerą filmu. Jako ostatnia o pomoc prosi ją zamożna Stella
Fogler, żona profesora Patricka Foglera, który wykłada na uniwersytecie.
Mężczyzna wchodzi w rozmowę z Claire, robi na dziewczynie wrażenie swoim
intelektem, gdy podczas spotkania analizuje tomik poezji „Kwiaty zła” Charles’a
Baudelaire’a, ale nie daje jej się poderwać. Wychodzi z restauracji, a w
prezencie zostawia Claire swój tomik. Wszystko wydaje się być w porządku – żona
powinna być zadowolona, że mąż okazał się wierny i nie powinno być w zasadzie
tematu. Jednak tej samej nocy Stella zostaje zamordowana w hotelowym pokoju. Policja za głównego
podejrzanego uważa Patricka i przez serię różnych dziwnych sytuacji nasza
początkująca aktorka zaczyna współpracować z policją, by dowieść o jego winie.
„ Aktorstwo to nie
udawanie. Wskazówka tkwi w samym słowie. Aktorstwo to działanie. Bycie.
Stawanie się.”
To by było na tyle. Trochę Wam opowiedziałam o książce, ale
uwierzcie mi- to tylko kilka pierwszych stron. Dopiero po nich akcja nabiera
takiego tempa, że nie jesteśmy w stanie się w niej połapać.
„Czy tylko ja tak
robię? Czy tylko mnie się wydaje, że nieustannie oglądam siebie w filmie o własnym
życiu? Gdy pytam o to przyjaciół, większość mówi, że tego nie robi. Ale na
pewno kłamią. Bo niby dlaczego chcą być aktorami, jeśli nie po to, żeby
zmieniać rzeczywistość?”
Ku mojemu zaskoczeniu jestem w grupie zwolenników tej
książki. Autor od pierwszych stron wciągnął mnie do swojej intrygi i trzymał w
ryzach aż do końca. Myślałam o fabule nawet, gdy książki akurat nie czytałam,
więc robiłam wszystko, by jak najszybciej chwycić za nią ponownie. Niektóre
opinie mówią o kompletnym braku logiki w niektórych sytuacjach. No bo jak to
tak – policja do prowokacji zatrudnia początkującą aktorkę, która wcześniej
tylko uwodziła facetów za kasę? Ja podchodzę do czytania jak do rozrywki,
wiedziałam, że nie czytam literatury faktu ani dokumentu, więc w ogóle nie
przeszkodziły mi takie elementy, a według mnie i tak było ich niewiele. Autor
dość sprawnie połączył świat Claire ze światem policji, mi się to bardzo
podobało! Szkolenia, informacje o budowaniu profilu mordercy, etc. Ale kwintesencją tej
książki są dla mnie wiersze z tomika poezji Baudelaire’a i przypisywane im
znaczenia... Nie zdawałam sobie szczerze mówiąc sprawy z tego, że jakikolwiek artysta rzeczywiście tworzył tak kontrowersyjne wiersze. Fragmenty z tomika to
był majstersztyk i czysta przyjemność, a to na co wpadła policyjna psycholożka…
czad i dobra inspiracja. Również fragmenty, gdzie dialogi ukazane były w formie
scenariusza były dla mnie nowe i ciekawe.
„Właśnie na tym polega
problem, prawda? Jak mamy znowu sobie zaufać skoro obydwoje wiemy, jak świetnie
potrafimy kłamać?”
Cała akcja jest prowadzona tak, że mniej więcej w połowie
nie jest nic wiadome. Nie wiemy, czy akcja się wydarzyła, czy nie, lub czy
prawda była inna niż na kartkach książki. Nie jest wiadome naprawdę nic – bohaterowie są tak dobrymi kłamcami, że i oni na kartkach papieru gubią się w tym
wszystkim, i my nie mamy pojęcia, co myśleć. Jeżeli chodzi o zakończenie… są
osoby, które na nie narzekały. Jeżeli mam być szczera to jakoś specjalnie nie
jestem zniesmaczona. Autor mnie zaskoczył, nie spodziewałam się takiego obrotu
spraw, a to chyba w istocie było najważniejsze. I odważnie biorę na klatę jedno
– POLECAM tę pozycję, zdecydowanie.
Moja ocena to 4+/5.
Komentarze
Prześlij komentarz