#41 "WSPÓŁLOKATORZY" BETH O'LEARY
Przez ostatni miesiąc w mediach roiło się od okładki „Współlokatorów”,
czyli majowej premiery Wydawnictwa Albatros. Recenzenci chcieli przeczytać ją
jak najszybciej, Czytelnicy biegli do sklepów w dniu premiery. Chcecie
wiedzieć, co to za szum wokół książki? Zapraszam!
Pierwszy raz ze „Współlokatorami” miałam styczność, gdy
Wydawnictwo Albatros załączyło do przesyłki małą książeczkę informacyjną z
kilkoma fragmentami pierwszych rozdziałów. Przeczytałam niezwłocznie i od tego
momentu chciałam mieć tę książkę w swoich rękach już, teraz, natychmiast! To
było tak urocze, że już przy krótkim fragmencie sama do siebie się uśmiechałam,
a zaznaczam, że w przewadze czytam kryminały i thrillery!
„Tiffy Moore pilnie
potrzebuje taniego lokum. Leon Twomey bierze nocne zmiany, bo rozpaczliwie
potrzebuje pieniędzy. Choć ich przyjaciele sądzą, że to szaleństwo, oni
znajdują idealne rozwiązanie: w ciągu dnia Leon będzie w ciasnej kawalerce
odsypiał noce zmiany, dzięki czemu Tiffy będzie miała to samo mieszkanie
wyłącznie dla siebie przez resztę doby.
Ona właśnie zerwała ze
swoim zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym
wydawnictwie, on bardziej dba o innych niż o siebie – nocami zajmuje się
pensjonariuszami domu opieki, a każdy grosz odkłada na prawników, którzy wyciągną
jego niesłusznie skazanego brata z więzienia.
Na przekór wszystkim i
wszystkiemu, dwoje niezwykłych współlokatorów odkrywa, że jeśli wyrzuci się
wszystkie zasady przez okno, można stworzyć całkiem przyjemne i ciepłe domowe
ognisko.”
Cóż to była za czytelnicza uczta! Od pierwszej do ostatniej
strony było lekko, zabawnie, z bardzo dobrym humorem, a mimo to bohaterowie
zmagali się również z typowymi problemami dnia codziennego zwykłych ludzi, jak np.
brak pieniędzy, problemy rodzinne, bolesne rozstanie i trwanie w związku z
przywiązania, bez przyszłości. Znacie to? Może nie z autopsji, ale na pewno
ktoś z bliskich znajomych doświadczał któregoś z tych problemów – przez ten
zabieg czułam się, jakbym Tiffy i Leona znała od wielu lat i blisko się z nimi
przyjaźniła!
Technicznie nie ma
się do czego przyczepić, bo niby co miałabym krytykować, skoro powieść skradła
moje serce? Niebanalna historia, bardzo dobrze nakreśleni, pozytywni
bohaterowie (jeden negatywny też się znalazł, prawda, Justinie?) i cudowny morał – co by nie było, iść za
głosem serca. Od razu zaznaczam – nie jest to wyświechtany romans, absolutnie!
Jest to powieść o tym, że za samą korespondencją – tu w formie żółtych
karteczek – zawsze kryje się ktoś. Mam wrażenie, że ludzie łatwiej się
otwierają pisząc, nie mówiąc. Za długopis, telefon czy komputer zawsze można złapać
i przelać prawdziwe myśli na papier czy ekran- na żywo jest trudniej.
A liściki
Tiffy i Leona, ludzi, którzy mieszkają w jednym miejscu i dzielą łóżko, ale w
innym czasie są tak ciepłe i szczere, że uśmiechałam się przez całą książkę.
I wiecie, co myślę? Jest to historia,
którą niejedna osoba chciałaby przeżyć naprawdę. No, może z wyjątkiem byłego,
który jest idiotą i bratem z kłopotami, ale jak tak teraz myślę, to te przeciwności
losu zbudowały relację Tiffy i Leona od podstaw. W każdej relacji są dobre i
złe momenty, więc tak jak pisałam – jest to historia, którą chciałoby się
przeżyć!
Mam nadzieję, że po moich zachętach bez wahania pobiegniecie
do sklepów i kupicie „Współlokatorów”. Jest to idealna pozycja na ciepły
wieczór, na zimny wieczór, na deszczowy i słoneczny dzień. Idealna na prezent
dla Mamy, przyjaciółki i dla siebie samej. „Współlokatorzy” są idealni na każdą
okazję i bez okazji.
Tytuł: „Współlokatorzy”
Autor: Beth O’Leary
Wydawnictwo: Albatros
Stron: 432
Moja ocena: 5/5
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Albatros:
Komentarze
Prześlij komentarz