#21 "Morderczyni" Sarah A.Denzil


Są książki, które się czyta – ciekawe, interesujące, ale niewzbudzające żadnych dodatkowych emocji. Są książki, które się kartkuje, które zupełnie do czytelnika nie przemawiają. I w końcu są również takie, których już nie sposób nazwać tylko książką czy powieścią – takie, które wciągają w swoje sidła i nie chcą wypuścić!






Pierwsze spotkanie z Sarah A.Denzil mogę śmiało uznać za udane, nawet bardzo. Mogę Wam zdradzić, że miałam pewne obawy co do samej książki – blurb bardzo przypominał mi historię z „Dziewczyny, które zabiły Chloe” Alex Marwood. Trzy dziewczynki bawiły się pewnego letniego dnia, jedna została zamordowana kilka godzin później, no to kto mógł zabić? Bardzo bałam się tego podobieństwa, przyznaję. Ale na szczęście mimo podobnego zarysu historii pozostałe elementy są diametralnie różne od powieści Marwood.


Kilka słów o treści „Morderczyni”.

Leah jest pielęgniarką w szpitalu psychiatrycznym dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. Pod jej opiekę trafiają trzy młode dziewczyny, jednak z biegiem czasu to jedna z nich – Isabel – staje się najbliższa pielęgniarce. Dziewczyna skazana za zabójstwo małej, sześcioletniej Maisie jest łagodna, pogodzona ze swoim losem, nie skrzywdziła w obecności Leah nawet robaka i kocha rysować… to wszystko nakładając się na siebie sprawia, że pielęgniarka koniecznie chce cofnąć się kilka lat wstecz i poznać prawdę na temat zabójstwa Maisie. Bo jednego jest pewna – Isabel jej nie zabiła. Niestety, przeszłość Leah również nie była kolorowa…



Zakładałam, że książka będzie lekkim thrillerem do poduszki, przyznaję – bardzo się myliłam. Początek był dość spokojny – ciekawy, ale nie działo się nic niezwykłego. Atmosferę  budowała za to cała aura szpitala psychiatrycznego, wspomnienia o zbrodniach popełnionych przez podopiecznych obiektu, które mroziły krew w żyłach. Kurczę, uwielbiam motyw szpitali psychiatrycznych! Jak autor się postara i dobrze to rozegra, to aż ciary można mieć z niepokoju.  I tak było tym razem – odczuwałam niepokój! To było świetne uczucie, bo ostatni raz odczuwałam swoisty dyskomfort czytając „Randkę”. Pierwsze pół książki czyta się dobrze i szybko, ale drugie… To jest kosmos! Tam się dzieją takie rzeczy, że nie wiadomo, czy to nam się mieszają fakty, czy pielęgniarce – kilka razy przewracałam strony do tyłu, by sprawdzić, czy może źle przeczytałam. Tropy co chwilę się urywały, kierowane przez Autorkę na kolejne, również błędne. Makabryczne sceny były tak makabryczne i tak różne od tych znanych czytelnikom kryminałów, że czytałam niekiedy po dwa razy – a co, skoro nie wiem kiedy trafi mi się kolejne takie cudo! I zdradzę Wam sekret – boję się i nie lubię ptaków. A tutaj były w takim wydaniu, że boję się ich jeszcze bardziej… Ale reszty Wam nie zdradzę! Jeśli ciekawi to marsz do księgarni lub na Legimi!






Podsumowując – spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Wstyd się przyznać, ale zakładałam, że to nie może być tak dobre i bałam się podobieństwa do „Dziewczyn, które zabiły Chloe”. Ale nie! „Morderczyni” mnie zaskoczyła, bardzo! Jest to kawał dobrej książki, która wciąga od początku, mimo braku jakichś przełomowych wydarzeń i trzyma w napięciu do samego końca, gdzie dzieją się rzeczy niewyobrażalne. Polecam, zdecydowanie!






Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Filia:




Komentarze

Popularne posty